„Rozmawiam z panią, ponieważ, jak pani wie, zmagam się z nieoperacyjnym rakiem. Czasami jednak czuję się tak, jakbym była dodatkowo otoczona potłuczonymi kawałkami szkła, a osoby mi bliskie po nich stąpały. Albo całkiem przestały się odzywać albo – mam takie wrażenie – czują się niezręcznie, kiedy dzwonię lub spotykam ich gdzieś na spacerze. I nawet to rozumiem. Nie oczekuję, że wszyscy będą wiedzieć, jak mnie wspierać, ale chciałabym, aby świat zaczął mieć odwagę, aby po prostu być, aby po prostu zacząć rozmawiać.”
Te słowa jednej z podopiecznych naszej fundacji zainspirowały mnie do refleksji na temat bycia przyjacielem chorego i co to właściwie znaczy.
Zacznijmy więc od początku, a początek jest taki, że ktoś, kogo kochasz, zmaga się z poważną chorobą. I w przeciwieństwie do sposobów wyrażania swoich próśb i podziękowań lub zasad prawidłowego trzymania noża i widelca, reguły etykiety w obliczu choroby drugiego człowieka nie są czymś, czego człowiek uczy się od najmłodszych lat. Ani nigdy. Wydaje się to dziwne, ponieważ choroba jest przecież normalną częścią życia – co oznacza, że w pewnym momencie swojego życia każdy z nas spotka na swojej drodze poważnie chorą osobę. Czy to przyjaciela, członka rodziny, czy kogoś ze swojej społeczności zawodowej lub osobistej.
Niepewność i niepokój mogą w takich okolicznościach "poczucia deficytu kompetencji komunikacyjnych" :) powstrzymywać nas przed wybraniem numeru telefonu czy zaplanowaniem wizyty. Stresujemy się, że powiemy coś niewłaściwego lub że nie będziemy wiedzieli jak pomóc. Wszystkie te zmartwienia sprawiają, że my, niegdysiejsi bliscy chorego, sprawiamy wrażenie jakbyśmy świadomie odwracali głowę od cierpienia. A przecież to nie tak. Nie ma potrzeby tego robić. Jeśli zrobimy pierwszy krok i „chwycimy za słuchawkę”, będziemy w połowie dobrze obranej drogi.
A później… Pozwólcie, że opowiem Wam o możliwych kolejnych krokach.
Więc odwiedzacie swojego przyjaciela, członka rodziny, współpracownika. Zadzwoniliście wcześniej, żeby sprawdzić, kiedy jest dobry czas na te odwiedziny. Jak się macie w tym momencie? Pełni niepokoju? Zestresowani? Otulcie siebie samych dobrem. Poświęćcie chwilę, żeby wziąć kilka głębokich oddechów.
Gdy już będziecie na miejscu, powitajcie Waszego bliskiego chorego słowami: „Miło cię widzieć” zamiast: „Wyglądasz świetnie!”. I co najważniejsze, nie martwcie się za mocno o to, czy macie w zanadrzu jakieś idealne słowa pocieszenia. Wasza obecność to teraźniejszość. To tu i teraz. Więc bądźcie obecni. Tak całkiem po prostu. Poświęcenie niepodzielnej uwagi to świetny sposób na okazanie drugiej osobie, że Wam zależy, więc odłóżcie odpowiadanie na wiadomości tekstowe do momentu wyjścia.
Od tego momentu spotkania nie ma ustalonej jednej właściwej drogi, którą powinno się podążać. Spędzanie razem czasu może wyglądać jak plotkowanie o wspólnych znajomych czy oglądanie kilku odcinków ulubionego programu telewizyjnego. Po prostu pamiętajcie, aby pozostać autentycznym. Co to znaczy? Nie owijajcie w bawełnę – uznajcie chorobę Waszego bliskiego, jego/jej obecne samopoczucie i zapewnijcie, że mogą liczyć na Wasze wsparcie.
Następnie bądźcie gotowi słuchać. Słuchajcie uważnie. Pozwólcie swojemu przyjacielowi przejąć inicjatywę, zadawajcie otwarte pytania i nie unikajcie trudnych rozmów. Dajcie jemu/jej znać: „jeśli potrzebujesz się wygadać, jestem tu”. W ten sposób, niezależnie od tego, czy skończycie na głębokim zanurzeniu się w jego/jej doświadczeniu choroby, czy po prostu na rozmowie o tym co ciekawego lub nieciekawego zdarzyło się w ostatnim tygodniu, oferta Waszego wsparcia emocjonalnego będzie „na stole”.
Podczas rozmowy z chorym, zwłaszcza zmagającym się z chorobą zagrażającą życiu, dobrą zasadą jest zatrzymanie się i zastanowienie, zanim dorzucimy jakieś swoje niepotrzebne trzy grosze... Zapytajmy siebie: co próbuję tym osiągnąć? Czy na pewno historia o naszym innym przyjacielu lub znajomym przyjaciela, który miał dokładnie tego samego raka pomoże? Bądźmy szczerzy. Taka historia prawdopodobnie nie poprawi samopoczucia Waszego chorego przyjaciela. Podobnie, jeśli w Waszym wnętrzu zaczyna się rodzić „pocieszające” zdanie w stylu „jeśli ktoś może przez to przejść, to tylko ty” lub „Bóg nie daje nam tego, z czym nie możemy sobie poradzić”. Dajcie sobie od razu na wstrzymanie. Tego rodzaju postawa „zawsze trzeba widzieć szklankę do połowy pełną” nazywa się toksyczną pozytywnością i wyrządza o wiele więcej szkody niż pożytku, bez względu na to, jak dobre są intencje. Nie pozostawia miejsca na autentyczność, realność poczucia własnego stanu zdrowia, a co najważniejsze, bardzo często unieważnia prawdziwość doświadczenia choroby naszego bliskiego.
Innym częstym błędem jest udzielanie nieproszonych rad. Chociaż chcecie pomóc, to brzmi to tak samo, jak powiedzenie przyjacielowi, że źle wychowuje swoje dzieci. Co zatem z tymi wszystkimi ziołowymi środkami leczniczymi, wlewami z kawy, eksperymentalnymi metodami lub tą książką „cała prawda o raku”? Zachowajcie je wszystkie dla siebie, chyba że ktoś Was o nie poprosi.
Czasami natomiast rozmowa wydaje się być mocno przereklamowana. Dobrą wizytą może być po prostu bycie razem. Powiedzenie „jestem tu dla ciebie, kocham cię” może być wszystkim, czego nasz bliski potrzebuje usłyszeć.
Ostatecznie, bycie dla przyjaciela nie kończy się na towarzyskiej wizycie. Prawdopodobnie będziecie chcieli zaoferować swoją pomoc w przyszłości, więc pewnie pomyślicie: powiem mu/jej „zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować”. Realistycznie rzecz ujmując, uwierzcie, Wasz przyjaciel nie skorzysta raczej z tej propozycji. Dużą lepszą opcją jest skorzystanie z prostych i konkretnych propozycji pomocy. Jeśli mieszkacie w pobliżu, może to być „może podrzucę ci mój popisowy makaron z serem w tym tygodniu? Wiem, że go lubisz”. Jeśli natomiast mieszkacie daleko, powiedzcie „zdzwonimy się w piątek? Możemy tak robić co tydzień”.
Jaki morał z tej historii: Nie trzymajmy się z daleka, tylko dlatego, że nie wiemy, co powiedzieć. Nie wycofujmy się, tylko dlatego, że uważamy, że nasz wkład jest nieistotny. Jeśli krążymy przy telefonie, wahamy się, czy wypada podjechać z wizytą – przestańmy.
Zupełnie poważnie: po prostu to zróbmy.
Nie skazujmy naszych bliskich i przyjaciół na samotność w tłumie.